Od jakiegoś czasu i od ... czasu do czasu kinematografia francuska umieszcza w Hollywood swoją śliczną agentkę - śliczne, słodkie, wiekookie francuskie ciasteczko w charakterkiem i talentem. Adjani, Binoche, Delpy, Beart, Przede wszystkim Marceau, a ostatnio Tautou i Cotillard. No i oczywiście swoją "służbę" w L.A. miała także bohaterka tego wątku Słodziutka Irenka. W kategorii słodyczy ( w znaczeniu całkowicie pozytywnym) sytuuję ją na drugim miejscu po "Zoście M.", a przed Tautou, która imię wzięła chyba od swojej imienniczki sprzed kilku dekad - Hepburn, która również mogłaby być "francuskim ciasteczkiem", gdyby w ogóle była Francuską ;)...
I bardzo dobrze. Te aktorki dużo wnoszą do zblazowanego holyłudu. Zarówno swoją raczej mało amerykańską urodą, jak i obcym za wielką wodą europejskim stylem gry. Tu europejskim oznacza kontynentalnym, bo aktorki brytyjskie, choć często piękne i utalentowane, to jednak co innego.