Na początku zamierzam wspomnieć o największym atucie tego filmu. Zdjęcia Idziaka są po prostu niesamowite, kunszt tego faceta jest nieprawdopodobny, tylko to ocaliło Kieślowskiego od kompletnej klęski. I dzięki temu doliczyłem trzy oczka.
Oczywiście Irene Jacob jest piękna, utalentowana, a w zestawieniu z kapitalnymi ujęciami to niewątpliwie uczta dla oczu.
Ale... Poza tym "Podwójne życie Weroniki" to szmira. W wielu miejscach trąci grafomanią, drażni, a przede wszystkim nudzi. Od czasu nieszczęsnego seansu "Matki Teresy od kotów" nie umęczyłem się przed ekranem w takiej skali. W zasadzie nie wiadomo o co twórcy chodzi. Niby miało być uczuciowe połączenie obu kobiet. Ale tego nie ma. Nieliczne ujęcia w ogóle tego nie wskazują. Spotkanie obu pań w Krakowie Kieślowski mógłby sobie darować... Wątek chłopaka jest zupełnie niedopracowany, ledwo dotknięty, a i tak niezrozumiały.
Lubię filmy pozornie nudne, ale fenomenu "Podwójnego życia..." kompletnie nie rozumiem.